Wywiad z absolwentem ks. Rajmondem Jurołajciem
2015-02-17
19 kwietnia 2015 roku o godzinie 12:00 w kościele p.w. Świętego Piotra w Solecznikach prymicyjną ofiarę mszy świętej złoży absolwent Gimnazjum im. Jana Śniadeckiego w Solecznikach ksiądz Rajmond Jurołajć.
Podczas pobytu w Solecznikach w okresie Bożonarodzeniowym ks. Rajmond nie tylko odwiedził dom rodzinny, ale też wziął udział w spotkaniu opłatkowym z gronem pedagogicznym i pracownikami swojej szkoły, był obency na wigilii harcerskiej, a także udzielił wywiadu druhnom Gabrieli, Adrianie i Emilii z 8 pr. SDH „Zodiak”.
– Co się księdzu zapamiętało z okresu klas początkowych?
– Naukę w pierwszej klasie rozpocząłem w 1996 roku, prawie rok później niż moi koledzy. Pierwszą nauczycielką była pani Czesława Łakis, która kojarzyła mi się z cudowną babcią. Trzy kolejne klasy szkoły początkowej upłynęły pod czułą i troskliwą opieką pani Heleny Adamowicz.
– Kto był księdza wychowawcą w klasach starszych?
– Naszą klasę, od razu wróciwszy z urlopu macierzyńskiego, otrzymała pani Mariola Pieszko i przetrwała z nami aż do klasy maturalnej. W mojej wychowawczyni najbardziej cenię to, że dała mi wiarę w swoje siły. Nie byłem najlepszym uczniem, ale zostałem wydelegowany z grupą najlepszych Wileńszczyzny do Polski na warsztaty. Ponieważ nie chciałem zawieść zaufania, bardzo się starałem i uwierzyłem, że potrafię sprostać wszystkim wymaganiom. Ważne, żeby pomóc tym osobom, które myślą, że są „do niczego”, gdyż z takim światopoglądem będą załamywać się na każdym kroku w życiu dorosłym. I to właśnie nauczyciel powinien dać każdemu uczniowi wiarę w siebie.
Pani Marioli bezgranicznie ufaliśmy, dlatego zdanie wychowawczyni było dla nas ważne. Pewnego dnia na imprezie pojawił się alkohol. Pani nic nie mówiąc wylała zawartość butelki do zlewu. Nie było krzyku, moralizowania, ale mimo wszystko świadomość, że zawiedliśmy naszą wychowawczynię sprawiła, że podobna sytuacja nie powtórzyła się.
– Jakie lekcje najbardziej księdzu zapamiętały się?
– Historię, którą zaciekawił mnie pan Aleksander Pieszko, gdyż uczył poprzez podawanie faktów w ciekawy i żartobliwy sposób. Zafascynowanie historią trwa we mnie do dzisiaj, gdyż kto zna historię, potrafi czytać realia świata. Do klasy ósmej byłem szarym kotem. Dopiero kiedy zacząłem brać udział w jasełkach, prowadzić imprezy, śpiewać w „Cantare”, stałem się osobowością. Wszystkie umiejętności i doświadczenia zdobyte w wymienionych zajęciach przydają się w mojej posłudze kapłańskiej.
– Co ksiądz sądzi o wagarach?
– Cóż to za uczeń, który nigdy nie wagarował?! Powiedziałbym, że nie należy naśladować wagarowiczów. Wagary – to choroba zakaźna i trudno się ją leczy. Życzę na nią nie zachorować.
– Czy ksiądz zawsze odrabiał prace domowe?
– Samej lekcji nie wystarczy, żeby dobrze opanować materiał. Potrzeba samodyscypliny, żeby systematycznie samodzielnie uczyć się. Czego nie nauczymy się na lekcji i nie utrwalimy w domu, w życiu dorosłym będziemy musieli nadrabiać z wielkim wysiłkiem. W szkole zbyt mało pracowałem nad angielskim, dlatego podczas mego pobytu na Filipinach, nadrobienie zaległości kosztowało mnie sporo wysiłku i czasu.
– Jak ksiądz spędzał czas wolny?
– W dzieciństwie, jak wszyscy chłopcy, bawiłem się samochodami czy strzelałem z łuku. Potem uczęszczałem do szkoły muzycznej i śpiewałem w zespole „Cantare”. Wiele lat służyłem do mszy. Jako szesnastolatek, zainicjowałem piątkowe zebrania młodzieży, które początkowo odbywały się w kościele, a potem w domach. Na spotkania przychodziło 15 osób (na przykład nasza organistka pani Tatjana Kukis), nie tylko moich rówieśników, ale też i dorosłych. Spotykaliśmy współnie Nowy Rok, rozmawialiśmy na różne tematy i czułem się fantastycznie, gdyż byłem potrzebny innym i wpływałem na formowanie ich poglądów i życia.
– Czy przeżył ksiądz szkolną pierwszą miłość?
– Oczywiście i to już w pierwszej klasie. W klasach starszych kolegowałem ze wszystkimi dziewczynami, ale utrzymywałem dystans, gdyż skoro wiedziałem, że chcę zostać księdzem, nie chciałem nikogo oszukiwać i dawać złudną nadzieję.
– Dlaczego ksiądz wybrał drogę kapłańską?
– Jest to jakaś tajemnica, której nie potrafię wytłumaczyć słowami. Dlaczego mężczyzna bierze za żonę tę, a nie inną kobietę? Dlaczego podoba się ten, a nie inny chłopak? Zawsze chciałem być księdzem. Natomiast życie zakonne, które wybrałem, zawdzięczam pewnemu ojcu z Włoch. Miałem 14 lat i byłem zafascynowany jego mądrością, a zarazem prostotą. Chciałbym być podobny właśnie do niego.
– Czy były chwile zwątpienia i chęć porzucenia drogi kapłańskiej?
– Chwile zwątpienia były, ale chęci porzucenia drogi kapłańskiej – nie. Chciałem zmienić styl życia i kilka lat temu zastanawiałem się nad przejściem do zakonu kontemplacyjnego, zamknietego – trapistów, by nigdzie nie wychodzić i żyć w ciszy. Przebywając w tym zakonie poczułem, że mam wielką potrzebę obcowania z innymi ludźmi. Przeżyłem kryzys, czyli w tłumaczeniu z greckiego – przemianę. Nie należy bać się kryzysów, gdyż są one środkiem na zmianę życia, pomagają zatrzymać się, zastanowić się nad kierunkiem dalszej drogi. Jeżeli nie przeżywamy kryzysów – nie umiemy żyć.
– Czy w seminarium zdarzają się komiczne sytuacje?
– Na Nowy Rok młodsi seminarzyści przygotowują scenki, w których krytykują starszych współbraci. Nikt nie może obrażać się i jest to sposób do powiedzenia innym co o nich myślę. Te spektakle są bardzo komiczne. Pamiętam też zdarzenie z okresu studiów w Rzymie. Ponieważ chcieliśmy zwiedzić jak najwięcej, pewnego dnia uciekliśmy z wykładów. Szliśmy w kierunku mostu Wiktora Emanuela II, a na drodze był duży korek. Raptem przy nas zatrzymuje się zwykły samochód, otwierają się drzwi, ukazuje się papież Franciszek, który mówi: „Chłopcy! Chodźcie no tutaj! Dlaczego nie jesteście na wykładach?”. Przestraszony wystękałem, że idziemy do spowiedzi. Papież uwierzył, zamknął drzwi i pojechał dalej. I tak oto skłamałem samemu papieżowi!
– W jakich miastach i państwach pobierał ksiądz naukę?
– Naukę rozpocząłem w Polsce w Tarnowie, gdzie uczyłem się podstaw życia zakonnego. Przez rok uczyłem się włoskiego w Weronie. Był to bardzo trudny okres, gdyż nie znałem języka otaczającego mnie środowiska, więc po nocach czytałem powieści po włosku, byle szybciej się nauczyć tego języka. W Rzymie podjąłem się studiów filozoficznych i teologicznych, uczyłem się języka greckiego i hebrajskiego. Na Filipinach nauczyłem się angielskiego i tagalskiego. Obecnie studiuję na Uniwersytecie Jana Pawła II w Krakowie i piszę pracę doktorską.
– Jak wygląda plan dnia księdza?
– Pobudka o 5:00, 5:30 modlitwa, 6:30 wspólna modlitwa i Jutrznia, 7:00 msza św., 8:00 śniadanie, od 8:30 do obiadu wykonujemy swoje obowiązki. Po obiedzie mamy półgodzinną siestę, po której następuje ciąg dalszy prac obowiązkowych. Przed kolacją jest „briefing”, podczas którego mówimy co się nie podoba w życiu wspólnotowym, a co się podoba. Uczymy się wypowiadać, oceniać sytuację, wpływać na otaczający świat. Po kolacji dużo czytam. Dzień żegnamy modlitwą.
– Na zakończenie prosimy o kilka rad jak przeżyć życie zgodnie z przykazaniami Bożymi.
– Przez życie trzeba iść tylko drogą miłości. Kochaj Boga ze wszystkich sił, a bliźniego swego jak siebie samego. Są różnego rodzaju pokusy: zazdrość, chęć posiadania pieniędzy i inne. Św. Filip Neri mówił, że od pokusy trzeba uciekać. Trzeba myśleć o innych rzeczach, ale nie o tym co gnębi i kusi. Więc życzę kroczenia drogą miłości i udanych ucieczek przed pokusami.
– Dziękujemy za rozmowę.
Druhny z 8 pr. SDH „Zodiak“
[nggallery id=636]